Danielle Steel
chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Jej książki można znaleźć w każdej, nawet
najmniejszej bibliotece. Dla wielu jest niekwestionowaną królową romansu. Do
tej pory opowiadane przez panią Steel historie nie chwytały mnie za serce – a
jak było w przypadku „Zwycięzców”?
Na
kartach powieści poznajemy wielu różnych bohaterów. Bill Thomas, który po
przedwczesnej śmierci żony sam wychował swoją córkę, jest zmuszony patrzeć, jak
jej marzenia o olimpijskim złocie stają się odległym wspomnieniem po groźnym
wypadku, w wyniku którego doznała paraliżu. Joe, przyjaciel Billa, który miał
przed sobą wspaniałą karierę w świecie finansów, musi odbić się od dna po
skandalu, którego padł ofiarą. Jessie, utalentowana pani doktor i szczęśliwa
mężatka, z dnia na dzień zostaje sama z czwórką dzieci. Carole, dobra znajoma
Jessie, musi na nowo nauczyć się kochać samą siebie po tym jak udało się jej
pokonać raka. To zaledwie paru z nich, ale widzimy, że łączy ich jedno - każde
z osobna zmaga się z własną osobistą tragedią.
No właśnie – w
tym chyba tkwi szkopuł. Postaci jest po prostu za dużo, w wyniku czego ich portrety
były naszkicowane według mnie troszkę niedbale i zbyt ogólnikowo. Czuję z tego
powodu ogromny niedosyt. Po lekturze miałam wrażenie, jakbym bohaterów poznała
trochę za słabo. Jest jednak druga strona medalu - ich losy splatają się ze
sobą w sposób naprawdę lekki i niewymuszony, co dodaje historii autentyczności,
której brak w tak wielu książkach królowej romansu.
Najważniejsze
jest jednak to, że pani Steel udało się przekazać ideę „Zwycięzców”. Harta
ducha, niezłomność w walce z przeciwnościami losu. To nic, że było cukierkowo.
To nic, że autorka na kartach książki nagminnie powtarza swoje myśli. Ważne, że
widać tu jak na dłoni, iż z każdego cierpienia, każdej tragedii może wyniknąć
coś naprawdę pięknego. Niestety aby obyło się bez spoilerów, nie mogę zdradzić
więcej :)
Na tle tych
pozycji pani Steel, które zdążyłam już poznać „Zwycięzcy” zdecydowanie się
wyróżniają. Zdaje się, że minęły wieki odkąd ostatni raz zaangażowałam się
emocjonalnie w historię opowiadaną przez panią Steel. Tym razem z pewnością się
to udało. Zdarzyły się nawet rzeczy, których nie przewidziałam – a uwielbiam
niespodzianki! Może i „Zwycięzcy” nie są powieścią ambitną, ale nie da się
zaprzeczyć, że po książki tej autorki sięgam przede wszystkim wtedy, gdy
potrzebuję czegoś niewymagającego. Dla entuzjastów gatunku będzie jak znalazł
na długie, zimne wieczory, które nadchodzą wielkimi krokami!
Danielle Steel, Zwycięzcy (Winners)
Stron: 319
Wydana nakładem wydawnictwa: Amber
Ocena: 8/10